W sytuacjach kryzysowych każdy z nas ma swoją strategię na radzenie sobie z otaczającą rzeczywistością. Niektórzy wchodzą w działania. Inni w kreowanie pomysłów na rozwiązanie obecnej sytuacji. Jeszcze inni starają się funkcjonować jak gdyby nigdy nic. Z naciskiem na słowo starają się, bo w środku niejednokrotnie hula tornado lęków i niepewności o jutro. Chciałam zaprosić Was do rozejrzenia się dookoła siebie i spojrzenia na wasze domowe/przedszkolne/szkolne dzieci. Do której z wynienionych grup byście ich zaliczyły/zaliczyli?
Stąd mój dzisiejszy apel do tych z nas którzy działamy, a mamy swoje prywatne domowe dzieci. Do tych, którzy w obliczu ogromnej katastrofy humanitarnej zakasali rękawy i ruszyli na pole naszej lokalnej walki. To porównanie nie jest użyte tutaj bez powodu. Bo pisząc o tych z nas, którzy ruszyli na pomoc uchodźcom mam taki obraz przed oczami: zakasanych rękawów, pozostawienia tego, co do tej pory było normalną rzeczywistością na uboczu i rzucenia się w wir działań. Mam też z tyłu głowy obraz naszych bliskich, którzy zostali w domach i dzielnie nam towarzyszą, wspierają i opiekują się nami, kiedy wykończeni wracamy do domu. I mam też na myśli nasze dzieci, które nagle zostały postawione w stan podwójnego zagrożenia. Nie dość, że zewsząd są zarzucane informacjami o toczącej się tuż obok nas wojnie, to jeszcze zostały z tym tematem niejednokrotnie pozostawione same sobie, bo my poszliśmy wspierać i walczyć o przetrwanie innych.
Wspieranie osób doświadczonych wojną jest bardzo ważne i bardzo potrzebne. Ale równie ważne i potrzebne jest pamiętanie w tym czasie o sobie samym (w pierwszej kolejności) i o naszych bliskich (zaraz potem). Nasze domowe dzieci też potrzebują w obecnej sytuacji wsparcia. Potrzebują naszej bliskości. Rozmów. Oswojenia ich lęków. One też bardzo potrzebują zaopiekowania.
Kiedy 2 lata temu nasz świat zalała epidemia, mówiliśmy o tym, jak przydatne dla naszego psychicznego bhp może być odcięcie się od napływu zalewających nas wtedy czarnych informacji i przerażających scenariuszy. Myślę, że w obecnej sytuacji nie wyobrażamy sobie odcięcia od napływających zza wschodniej granicy informacji. Nasze dzieci też je słyszą, też je chłoną. A w ich głowach tworzą się różne scenariusze. I powstają różne lęki.
Jeszcze niedawno nasze dzieci dotknęła fala covidowej rzeczywistości – już wtedy specjaliści prognozowali, jaki wpływ może mieć to na psychikę naszych dzieci. Tymczasem jeszcze nie zdążyły one ochłonąć po niedawnych lockdownach, a już otrzymały kolejną dawkę wydarzeń nie do udźwignięcia. Pamiętajmy o tym. Bądźmy w tym strasznym czasie nie tylko przy tych, którzy potrzebują realnej pomocy, ale bądźmy też przy sobie i naszych dzieciach. One mogą nie wołać o pomoc, one mogą ustępować miejsca naszym działaniom, ale w ich wnętrzach szaleje kolejne tornado. Rozpętane na już wcześniejszych pandemicznych zniszczeniach.