Obserwuję współczesne dzieci: te rozpoczynające edukację przedszkolną i te chodzące do szkoły. I coraz częściej myślę sobie, że nasze dzieci mają mniej odporny (bardziej osłabiony) układ nerwowy. Że zdecydowanie mocniej (a niektóre słabiej) są podatne na liczne, bombardujące je zewsząd bodźce. Mam taką hipotezę (moją własną, nie aspirującą do żadnej tezy badawczej), że być może jest to skutek ciągłego obcowania naszych dzieci z bardzo licznymi bodźcami ze świata urządzeń elektronicznych. Tablet, smartfon są tym, co zapewne już niedługo będą przynosić ze sobą zaraz po narodzinach. Może kwestia spędzania zbyt wiele czasu przy komputerach, telewizorach, konsolach bardzo wcześnie prowadzi do tego, że mózgi naszych dzieci stają się narażone na wypalenie. Do tego idąc do szkoły bardzo szybko zaczynają być przeciążone zadaniami domowymi. I zgodnie z tym, o czym pisze S. Shanker w swojej książce Self-Reg, młodzi i najmłodsi ludzie żyją w stanie permanentnego stresu. No bo taki zmęczony mózg, kiedy razem ze swoim ciałem wejdzie do przedszkola czy szkoły, gdzie zazwyczaj jest bardzo głośno, bardzo tłumnie, gdzie jeden osobnik wpada na drugiego, reaguje jak mózg człowieka z syndromem wypalenia zawodowego: wszystko go irytuje, nie nadąża przetwarzać zapodawanych bodźców, a każdy kolejny powoduje w nim wzrost napięcia, którego nie ma gdzie i jak rozładować. Dlatego spotykamy się z irracjonalnie agresywnymi reakcjami dzieci, ich alienacją lub „dziwnymi” i niezrozumiałymi dla nas zachowaniami. A że my dorośli (czy jako rodzice, czy jako nauczyciele) też bywamy przeciążeni, to zachowanie dziecka i nas może irytować. Najczęściej bowiem skupiamy się na samym zachowaniu, a nie na jego przyczynie. To pierwsze wpływa na nas, na klasę, w której uczymy, na relacje między rodzeństwem w domu. To drugie nie jest oczywiste, nie jest widoczne gołym okiem. Wymaga wysiłku i zadania sobie bardzo ważnego pytania:
Co leży u podłoża takiego zachowania?
Jak często (a może jak rzadko) zadajemy sobie to pytania patrząc na ucznia pełniącego rolę klasowego błazna, agresora czy przedszkolnego cienia? Jak często (a może jak rzadko) zadajemy sobie to pytanie odbierając dziecko z przedszkola czy szkoły i napotykając na jego opór, złość, marudzenie…
Zachęcam do zadawania sobie tego lub podobnego pytania, bo dzięki temu możemy zobaczyć, że mamy przed sobą małego zagubionego człowieczka, który nie do końca sam wie, co się z nim dzieje. A reaguje w określony sposób, bo zwyczajnie inaczej jeszcze nie potrafi.