Nowa kampania reklamowa strojów kąpielowych wzbudziła powszechną sensację. Nie dziwię się, mi też się podoba. Ale skąd taka sensacja. Bo wreszcie kobiece wymiary pokazane bez fotoszopa, mogą choć trochę zbliżać się do tych znanych z codziennego życia, oglądanego w lustrze czy przymierzalni. Zaczęłam się jednak zastanawiać, jeśli naprawdę robimy takie wielkie halo z powodu normalności ukazanej w tej reklamie to w takim razie jaka jest nasza ,,normalność”.

Dziewczynki od małego żyją w kulcie piękna niedoścignionego – takiego maksymalnie wyretuszowanego. Oglądają piękne kobiety w reklamach, w bajkach i bawią się barbie o idealnych wymiarach. Syn mnie nigdy nie pytał czy dobrze wygląda, a córka prawie każdego dnia.

Zawsze na to pytanie odpowiadam jej, że ważne czy sama się sobie podoba. Często rozmawiamy też o tym, że to nie wygląd jest najważniejszy, ale serce i wnętrze.

Ale czy ja rzeczywiście swoim zachowaniem pokazuję jej, że tak jest. Pamiętam, jak kiedyś zapomniałam się pomalować przed wyjściem do pracy i komentowałam to jak wyglądam. Wtedy ona powiedziała do mnie: „Przecież nie jest najważniejsze to jak wyglądasz.”

Chciałabym w to wierzyć, i chciałabym żeby ona w to wierzyła. Socjolożka Brene Brown prowadząca badania nad wstydem odkryła, że ciało i wygląd jest pierwszym źródłem wstydu u kobiet. Kobiety najbardziej boją się oceny ich ciała przez inne osoby. Następne w kolejności do uruchomienia wstydu jest macierzyństwo… ,a potem perfekcjonizm.

Jakieś wydaje się to znajome? Kobieta perfekcja matka z idealnym ciałem w stroju kąpielowym. Nie chcę tego dla mojej córki. Nie chcę by musiała mierzyć się z takim obrazem kobiety. Chcę by mogła być nieperfekcyjna, by dbało o siebie niekoniecznie o swoje idealne ciało. Więc idę do lustra popatrzeć na siebie… i trochę się do siebie uśmiechnąć. Przecież nie wygląd jest najważniejszy….

 

w załączeniu reklama: o tym jak widzimy siebie i jak widzą nas nasze córki