Racja czy relacja?

Dużo pracujemy z rodzicami, dużo z nauczycielami, pracujemy też z dziećmi i młodzieżą. Ostatnio mam wrażenie, że obserwuję niekończący się kołowrotek narzekań jednych na drugich, a drugich na trzecich. Nauczyciele narzekają na rodziców i na uczniów; rodzice na dzieci i nauczycieli, dzieci i młodzież na nauczycieli i rodziców. Mam wrażenie, że narzekanie tych ostatnich to w dużej mierze pokłosie tego, co dzieje się w świecie dorosłych. I o tym tutaj trochę…

Słucham, czytam i zastanawiam się: do czego w rezultacie może to doprowadzić???

Póki co, wydaje mi się, że na pewno służy udowadnianiu racji. Przekrzykiwaniu się z jednej strony w tym, kto ma gorzej, z drugiej udowadnianiu, co kto zrobił źle i jak śmiał. I że penie nie zna się lub jest niedouczony…   Smutne są to dysputy. I jeszcze smutniejsze konkluzje, bo te do niczego nie prowadzą. A właściwie, konkluzji tutaj nie ma… Za to jest cała masa udowadnianych racji.

A zatem: przekrzykiwania, złość, pokazywanie  kto jest lepszy a kto gorszy, kto ma więcej a kto mniej, kto ma lepiej a kto gorzej sprowadzają się najczęściej do jednego: do patrzenia na sytuację przez pryzmat tylko i wyłącznie swojego podwórka. Co zrobić, żebym miał lepiej? Co zrobić, żebym więcej zarabiał? Co zrobić, żeby moje dziecko nie dostało kolejnej uwagi, żebym znowu nie musiał iść do dyrektora?

Jeżeli wymienieni dorośli będą grać wyłącznie do swojej (każdy do innej) bramki, to jest spora szansa, że na wygranej może zyskać EGO zwycięzcy konfliktu i… to chyba tyle. Zwycięzca na pewno odczuje satysfakcję, że JEGO stanęło na górze.  Że miał RACJĘ. Tylko co dalej??? Czy w jakikolwiek sposób pomogło to dziecku/uczniowi? Nie sądzę. Czy którykolwiek z kłócących się choć przez chwilę pomyślał, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi? Bo w moim odczuciu (może idealistycznym i naiwnym) i rodzicom i nauczycielom chodzi przede wszystkim o dzieci. O to, by wyrosły na dobrych i mądrych ludzi (to tak ogólnie bardzo). Czy udowadnianie racji przybliża nas dorosłych do tego celu?

Nie sądzę…

Za to jestem mocno przekonana, że mogłoby do niego przybliżyć zbudowanie RELACJI. Relacji łączącej dorosłych w imię dążenia do wspólnego celu. Pośrednio w tym wypadku nasze ego też poczuje satysfakcję. Tyle, że jest szansa, że będzie to ego obu dorosłych stron…  Czy jesteśmy na to gotowi?

Małe sprostowanie: kiedy szukałam zdjęcia do tego wpisu, natknęłam się na to, które tutaj widzicie: walkę na ringu. I pomyślałam, że dwóch dorosłych bije się między sobą, a sędzia (dziecko/uczeń) przygląda się całej sytuacji. Czasami oberwie, ale generalnie obserwuje i ma się całkiem nieźle, bo dorośli tak się w swojej walce zacietrzewili, że o tym najmłodszym elemencie układanki po prostu zapomnieli:).