Parę dni temu miałam ogromną przyjemność (ba, powiem nawet zaszczyt) uczestniczyć w pewnym dialogu pomiędzy dorastającą – 14 letnią córką, a jej mamą

C: Mamiś wiesz, ja tak sobie myślę, że chciałabym przenieść się na wieś. Tak, żeby do najbliższych sąsiadów był jakiś kilometr, może 2, a do kolejnej wioski tyle, żeby dojechać rowerem.

M: Hmm, męczy Cię miasto?

C: Tak, nawet nie wiesz, jak bardzo. Ten zgiełk, smród, brak troski o naturę. Ale najbardziej męczy mnie taka straszna pogoń nie wiadomo za czym. Ludzie ciągle gdzieś się spieszą, ciągle za czymś biegną…

M: Chciałabyś wolniej?

C: No tak… Wszędzie, gdzie nie popatrzę, to wyścig szczurów. O różne rzeczy wszyscy się ścigają, ja zresztą trochę też. Chcę mieć fajną bluzkę lub spodnie, bo inaczej to klasa się śmieje, że się wsiejsko ubrałam… Chociaż czasami mam to w nosie. Z reguły mam to w nosie. Ale z ocenami już jest trochę inaczej. Zawsze chciałam pracować w NASA. I zawsze byłam ambitna, choć wiesz doskonale, że mocno leniwa. Ale teraz tak sobie myślę, że ja już nie chcę do NASA, tylko chcę na wieś. Do spokoju. Fajnej rodziny. Gdzie będę mieć faceta i dzieci. I będziemy dla siebie. I będziemy mieć relacje. I będziemy zajmować się uprawą czegoś tam… Ale nie wiem, czy to dobra decyzja…

M: Słyszę, że masz w środku dylemat, że wahasz się między różnymi drogami…

C: Tak, no waham się. Bo nie wiem, czy jeżeli nie pójdę do NASA, gdzie zawsze chciałam i o tym marzyłam, to czy nie będzie to oznaczać, że odpuściłam, że mi się nie chciało uczyć, że nie jetem już ambitna. A ja bym się z takim poczuciem źle ze sobą czuła…

M: Czujesz, że jesteś ambitna, a praca na wsi mogłaby oznaczać… hmmm… ucieczkę? Rezygnację z ambicji? Lenistwo?

C: No trochę tak. Że mi się nie chciało uczyć i postarać, żeby pracować w NASA. Że poszłam na łatwiznę.

M: Decydując się na życie na wsi też można realizować swoje ambicje.

C: I Wy byście się na mnie nie pogniewali? Myślisz, że mogłabym podjąć taką decyzję?

M: Myślę, że mogłabyś. Myślę, że możesz. Możesz wszystko