Kilka słów o manipulacji, czyli kiedy nastolatek (i nie tylko ) manipuluje rodzicami…

Długo zastanawiałam się, jak napisać o tym, o czym chcę dzisiaj napisać. Jak to ująć, żeby przekazać to, na czym tak naprawdę mi zależy… A chcę poruszyć bardzo ważny i delikatny temat. Temat manipulacji.

Czy zdarzyło Wam się usłyszeć od kogoś z boku: „Czy ty nie widzisz, jak on/ona Tobą manipuluje?” albo „Pozwalasz dziecku tak sobą manipulować?”, „Przecież on/ona robią to specjalnie”…

A może sam/sama doświadczyłaś poczucia bycia manipulowanym przez własne dziecko i przez Twoją głowę przemknęła myśl: „jak mogłam/mogłem tak dać się wkręcić…?”

Zacznijmy jednak od początku.

Wikipedja podaje, że Manipulacja (łac. manipulatio – manewr, fortel, podstęp; manus – ręka, manipulus – dłoń) – forma wywierania wpływu na osobę lub grupę w taki sposób, by nieświadomie i z własnej woli realizowała cele manipulatora. A SJP przytacza takie definicje:  manipulacja

  1. «wykonywanie precyzyjnych czynności ręcznie lub za pomocą narzędzia trzymanego w ręku; też: ta czynność»
  2. «wykorzystywanie jakichś okoliczności, naginanie lub przeinaczanie faktów w celu udowodnienia swoich racji lub wpływania na cudze poglądy i zachowania»

przy czym manipulowanie, jako wykonywanie precyzyjnych czynności ręcznie nie będzie tematem niniejszego postu, choć i ta definicja bliska jest psychologicznemu ujęciu manipulacji.

A zatem dzisiaj będzie o manipulacji czyli wywieraniu wpływu, wykorzystywaniu swoich racji, przeinaczaniu faktów w taki sposób, by rodzic nieświadomie realizował cele dziecka, przyjmował jego poglądy lub zgadzał się z jego racjami.

Spróbujmy rozebrać to na tzw. części pierwsze:

Część pierwsza (a) i pierwsze pytanie, które pojawia się w mojej głowie brzmi: czy jako rodzic nigdy nie próbowałam/próbowałem manipulować moim dzieckiem? Czy jest to tak straszna technika, że sama/sam nigdy się do niej nie zniżyłem. A może jednak… Może w imię wyższego celu, jak np. przekonanie mojego dziecka do wyjścia z domu, kiedy bardzo nie chciało, ubrania takiej a nie innej sukienki czy wyjściowych spodni, przyjęcia leku bo tak zalecił lekarz, a może przekonania dziecka do nauczenia się jakiejś mało ciekawej partii materiału, bo tego wymaga szkoła… Może jednak sama/sam uciekałem się do manipulacji? Zatem moja pierwsza refleksja jest taka: manipulacja bywa wszechobecna, szczególnie wszechobecna w życiu dziecka i to z pozycji takiej, że dziecko jest tej manipulacji poddawane na różnych polach swojego życia zasadniczo od najmłodszych lat… Oj, zapomniałam, za każdym razem są to ważne cele, są to tak zwane cele wyższe J. Tak, dobrze odczytujecie kawałek ironii w moim głosie.

Część druga (b). Jeżeli czytając część pierwszą chociaż raz odpowiedzieliście twierdząco, dodając sobie (co poniektórzy ) w myślach: ale przecież chodziło o ważne cele, o życie, zdrowie, bądź przyszłość mojego dziecka, to nic nie zmienia faktu, że w celu uzyskania pożądanego rezultatu sami uciekamy się niekiedy do manipulacji. A jeżeli tak, to nie powinno nas dziwić, że nasze dzieci przejmują tę jakże skuteczną technikę działania, której nauczyli się od nas bądź od bliskiego sobie otoczenia. A właściwie nawet powinniśmy być dumni z naszych dzieci, że potrafią tę technikę rozszyfrować, a następnie samodzielnie wdrożyć w praktykę. Choć rozumiem, że ta duma raczej nie przechodzi przez nasze gardło. A raczej zamiast niej przychodzi złość, że jak to, moje dziecko (MOJE DZIECKO…) stosuje na mnie techniki manipulacji??? Cóż, wróćmy więc sami dla siebie – przynajmniej na moment – do odpowiedzi z punktu pierwszego… Tu potrzebuję dodać jeszcze jedną uwagę… Nasze dzieci niekoniecznie wiedzą, że to co robią jest czystej postaci manipulacją. O tym dowiedzą się dopiero w szkole lub na studiach, że tak właśnie się to nazywa…

Część trzecia (c). Jeżeli już znaleźliśmy odpowiedź na punkt pierwszy i być może ze zdziwieniem zdaliśmy sobie sprawę, że nasze dzieci kopiują pewne, niestety doświadczane na sobie, mechanizmy, to być może pojawia się w nas potrzeba postawienia niewielkiego ALE. „Ale ja to robiłem/robiłam w imię czegoś bardzo ważnego, jak leki, nauka, jedzenie…, a moje dziecko próbuje mną manipulować dla jakichś byle jakich celów, z  jakichś, byle jakich pobudek”.

Tak, owszem, te pobudki mogą być bardzo różne. Za każdym razem jednak żadna z nich nie jest błaha dla naszego dziecka, bo inaczej (uwierzcie mi) nie uciekałoby się ono do manipulacji. I nawet jeżeli my nie widzimy powagi i ważności sytuacji, to dla naszego dziecka na jego tu i teraz sprawa zapewne jest ważna i poważna. Czasami wręcz może być to sprawa życia i śmierci, jak wyjście z koleżanką na imprezę, kupno takiego a nie innego telefonu, wyjazd z tą, a nie żadną inną grupą na wakacje… Cóż, w wieku kilkunastu lat te właśnie rzeczy bywają często najważniejszymi życiowymi problemami, podobnie jak dla nas podanie małemu dziecku leku, przekonanie do zjedzenia szpinaku (no dobra, czegokolwiek), czy namówienie na występ w przedszkolnym (szkolnym) przedstawieniu.

Część czwarta (d). Ostatnia w tym wywodzie, chociaż wcale nie najmniej ważna to kolejne pytanie do nas dorosłych. Pytanie do samego siebie: co takiego zadziewa się lub nie zadziewa w naszej relacji (relacji ja – moje nastoletnie dziecko), że musi ono uciekać się do manipulacji zamiast jawnie siąść przy stole i powiedzieć: potrzebuję, chcę, zleży mi… Czy może mój nastolatek boi się mojej reakcji? A może doskonale wie, co powiem? Albo zdążył zauważyć, że jego sprawy, problemy wcale nie są ważne, więc zakłada, że na pewno je zbagatelizuję, kiedy już znajdę czas, żeby wysłuchać o co mu/jej chodzi… A może z jakiegoś powodu nie potrafi powiedzieć mi/nam o tym, jak jest to dla niego ważne. Jak bardzo mu na tym zależy, bo podskórnie podejrzewa, przeczuwa że jego sprawa życia i śmierci aż takim życiem i śmiercią nie jest i boi się, że może właśnie będziemy próbowali mu to uświadomić…

Nasze dzieci szybko uczą się technik manipulowania nami. Czy robią to z premedytacją? Z pełnym przekonaniem zakładam, że początkowo nie. Po prostu już jako małe dzieci szybko dostają od nas informację, że jak się rozpłaczą, to potrafimy wiele zrobić, żeby nie płakały. Że jak zrobią smutną i krzywą minę, to nakrzyczymy na rodzeństwo, bo to na pewno ono narozrabiało… Że w obronie samego siebie zrzucą winę na koleżankę lub kolegę z klasy, albo powiedzą, że to nauczyciel się uwziął… Za tymi zachowaniami rzadko kiedy stoi chęć zrobienia z nas BAŁWANÓW (co pewnie różnymi słowami przypisujemy naszym dzieciom). I to chyba może być ostatnia, piąta część. Postawienie sobie dorosłemu pytania: jaka intencja, myśl, co pierwotnie stoi za manipulacyjnym zachowaniem naszego dziecka. Jaka potrzeba lub jaka obawa. I ponownie wróćmy do punktu pierwszego i naszych odpowiedzi na pytanie o manipulowanie dzieckiem. Za naszymi DOROSŁYMI strategiami też stoją konkretne potrzeby lub lęki…

Czy stosowana przez nasze dzieci (te małe i te duże) manipulacja jest zawsze stosowana z premedytacją? Czy zawsze wymierzona jest PRZECIWKO nam? Odpowiedź na to pytanie (po rozłożeniu manipulacji na powyższe części pierwsze) zostawiam każdemu z nas… Dla mnie dużo ważniejsza od odpowiedzi na to pytanie jest ścieżka, która do tego doprowadziła, ważny jest mechanizm i to, że nasze dziecko dostrzegło jego skuteczność nie widząc innej drogi ochrony samego siebie lub uzyskania tego, co dla niego ważne…