Przeddzień egzaminów próbnych dla ósmoklasistów. Dom pełen napięcia, bo od rana Starsze dziecię wykrzykuje: jutro egzamin. Stresuję się. Ja nie chcę.

I tak w kółko…

Poziom stresu, jaki odczuwają dzieci faktycznie chyba sięga zenitu. W niektórych sytuacjach napędzają go rodzice, w innych nauczyciele. Jedni i drudzy w dobrej wierze. Przecież.

Ci pierwsi często używając argumentów: ucz się, bo jak się dostaniesz do najlepszego liceum  to…/ bo jak się nie dostaniesz do liceum to… i tu następuje litania różnych przykładów. Tych pozytywnych (wujek Romek skończył liceum X i został architektem, a ciocia Zosia liceum Y i jest prawnikiem) albo negatywnych (zobacz jak skończył mój kolega z klasy – Józek, jemu w ogóle nie chciało się uczyć, a teraz…).

I tak w kółko…

Ci drudzy (nauczyciele) często używając argumentów: to musicie opanować, bo na pewno będzie na egzaminie. O, a ta lektura to bardzo ważna jest, musicie ją dokładnie przeczytać, bo na egzaminie mogą być z niej pytania. Ten materiał musicie opanować perfekcyjnie – na 100% będzie z niego jakieś zadanie. A… no i gramatyka. Koniecznie powtórzcie ją. Nauczcie się jej na blachę.

I tak w kółko…

Cóż, a może gdyby się tak tej całej sytuacji przyjrzeć, to może jednak my dorośli napędzamy ten kołowrotek stresu dlatego, że to przede wszystkim nam zależy, żeby nasze dzieci zdały jak najlepiej. Bo co (jako rodzice) powiemy sąsiadom, jak zapytają, do jakiej szkoły dostała się Marysia. Albo: co też powie kuzyn Romek, kiedy wyjdzie na jaw, że Jasio poszedł do technikum, a Jacek do zawodówki. Wstyd… Po prostu wstyd… Przed rodziną, sąsiadami, kolegami i koleżankami z pracy…

A nauczyciele – co powiedzą koledzy i koleżanki po fachu, jak się okaże, że połowa klasy słabo napisała egzamin. Jak to wpłynie na opinię szkoły? Jak dyrekcja po takim egzaminie nas potraktuje? Jak tu pokazać się potem na Radzie? Wstyd…  Po prostu wstyd… Przed rodziną, sąsiadami, kolegami i koleżankami z pracy…

Tymczasem u nas w domu w przeddzień egzaminu późną wieczorową porą rozlega się nagłe i wielce tragiczne POOOOMOOOOCYYYYY!!!!! Zestresowana (tym razem ja) z myślami o nie wiem już sama czym, wpadam na górę do pokoju Starszego dziecięcia i co widzę? Trzy czwarte szafy ubrań rozrzucone po pokoju (wszystkie czarne, więc na szczęście łatwo o coś galowego). A nad nimi kupka nieszczęścia – znaczy się Starsze dziecię ze łzami w oczach i błagalnym wzrokiem.

– Przecież ja nie mam co na siebie włożyć. Ja w tych ciuchach nie pójdę, bo… (o zgrozo, zaraz powie, że to wstyd – pomyślałam)… bo… – ja się w nich źle czuję i będę cała spięta. I mam w nosie, co inni powiedzą, ale ja chcę, żeby mi było dobrze i wygodnie…

Uff, odetchnęłam z ulgą:):):) i wyciągnęłam trzy czwarte mojej szafy:).