Co zrobić żeby rodzeństwo się nie kłóciło? Najlepiej mieć jedynaka :).

 

Nie chcę tutaj dokładać cegiełki do dyskusji: czy lepiej być jedynakiem czy lepiej mieć rodzeństwo. Przyznam, że nie mam stanowiska w tej kwestii, a decyzja o liczbie dzieci jest indywidualną decyzją każdego z nas.

Chcę tutaj powiedzieć raczej tyle, że kłótnie, spory i wzajemne walki wpisane są w bratersko-siostrzaną rzeczywistość.  I że nie wyobrażam sobie rodzeństwa żyjącego w permanentnej zgodzie, ba, powiedziałabym nawet, że byłby to w moim odczuciu bardzo niepokojący sygnał.

Nie chcę powiedzieć, że (niemal) codzienne kłótnie to bułka z masłem dla rodziców, a Ci z nas, którzy zdecydowali się na więcej niż jedno dziecko po prostu nie mają prawa do narzekania i już. No nie, nie powiem tego, bo sama czasami nie jestem w stanie udźwignąć  pobudki w sielski sobotni poranek, zaczynającej się od kłótni, bo Młodsza krzywo spojrzała na Starszą, a Starsza dwa razy krzywiej spojrzała na Młodszą. Bo jak oddać, to przecież z nawiązką. Równie trudno jest znieść mi niekiedy uroczy powrót samochodem do domu po wspólnie spędzonej w knajpie kolacji. Już już, myślę sobie, dzisiaj będzie ten dzień, kiedy wspólna kolacja minęła w przemiłej atmosferze, i cud jakiś nastąpił, a może do zupy cos dosypali i zapanowała atmosfera wzajemnej miłości. Już już sekundy dzielą mnie, by w to uwierzyć, kiedy okazuje się, że Starsza pierwsza wsiadła do auta, a to Młodsza tym razem chciała być pierwszą. Albo Młodsza włączyła muzykę na telefonie akurat taką, której Starsza tego dnia akurat nie znosi.  Ups i na śmierć zapomniała, że ma w torbie na kolanach słuchawki, o czym z uśmiechem na ustach oznajmiła trzy minuty później. Trzy długie minuty, kiedy ja zdążyłam w myślach 5 razy zatrzymać samochód, dwa razy poprosić córki o opuszczenie samochodu przy prędkości co najmniej 200 km na godzinę i raz naprawdę włączyć radio na ful, co spotkało się z niemal niedosłyszalnym sprzeciwem obu.

Za to chcę podzielić się z Wami pewnym spostrzeżeniem: kiedy pozwalam moim córkom samodzielnie rozwiązać konflikt, kiedy powstrzymuję się przed interwencją i wkładaniem ręki w ogień, to okazuje się, że spór, który jeszcze minutę wcześniej wydawał się sporem rodem z Samych swoich, kończy się nadspodziewanie szybko. Czasami trwa dłużej, ale wtedy widzę, jak jedna przychodzi do drugiej, czasami mówi przepraszam, czasami przynosi coś na zgodę.  Obserwuję, jak uczą się rozwiązywać konflikty, czasami ustępując, czasami zażarcie broniąc tego, co dla nich ważne.

Kiedy zdarza mi się (rzadko, ale jednak i takie momenty bywają) podjąć interwencję, to nie dość, że pokazuję im, że nie mam zaufania do ich mądrości, że wtrącam się w coś, czego najczęściej nie znam w detalach, to jeszcze moje arbitralne rozstrzygnięcia przynoszą więcej złości i przedłużają ich wzajemne walki. Mało tego, bo trudno zachować w takiej sytuacji obiektywność, zatem któreś z dzieci nie dość, że będzie czuło się poszkodowane, to jeszcze chętnie odda drugiemu za swoją „porażkę”.

Tym samym, jeżeli kiedyś obudzicie się w sielski sobotni poranek i zatęsknicie za karuzelą emocji, to wystarczy, że w dobrej wierze postanowicie rozstrzygnąć niewielki spór pomiędzy waszymi dziećmi, np. zaczynając do słów: ustąp, bo jesteś starsza i mądrzejsza lub wręcz odwrotnie: ustąp bo jesteś młodsza, a Twoja siostra ma pierwszeństwo :).